Wystarczy pójść na spacer parkiem Popowickim, by wręcz „wejść w poezję”. Artystyczna instalacja Barbary Kozłowskiej pt. „Interpretacja przestrzenna poezji strukturalnej Stanisława Dróżdża >Samotność<”, wzbudziła ogromne emocje. Nic dziwnego. 45 gładkich, betonowych bloków przypomina pomnik „ku pamięci”. Albo tłum, z którego szarością można się identyfikować, lub próbować od niego i od generowanej przez tłum szarości odbić, by znaleźć własny świat. Niekoniecznie barwny.
Znajoma, która jeszcze „Samotności” nie widziała, już ją skrytykowała, bo usłyszała niepochlebną opinię o instalacji od mieszkanki Popowic. Jadąc do parku, w którym nigdy wcześniej nie byłam, pytałam o drogę. Dziewczyna w autobusie powiedziała: „o >Samotność< chodzi? Wiem, że jest, czytałam”. A spotkany w parku pan z dzieckiem w wózku stwierdził, że „to ta fajna rzeźba, widziałem ją”.
I naprawdę robi wrażenie. Być może także dlatego, że w jej pobliżu są huśtawki i park zabaw dla dzieci, a kontrastujące zagospodarowanie przestrzeni wyostrza zmysły oglądających. Ciekawa jestem, jak najmłodsi przyjmą szary labirynt stojący niedaleko ich placu zabaw. Między ustawionymi równo blokami można chodzić, ale nie można się między nimi zgubić. Być może dzieci zapamiętają te bloki i przypomną je sobie już jako dorośli konsumenci poezji? Okazuje się, że nie należy wszędzie szukać mniej lub bardziej nasyconych kolorów, bo nie tylko one zwracają uwagę widzów. Myślę, że instalacja już spełnia jedną ze swoich funkcji, przywracając pamięć także parkowi Popowickiemu. I intryguje formą, a przecież sztuka istnieje właśnie po to.
Bloki są też znakomitym dopełnieniem muralu „było – jest – będzie” widniejącego na fasadzie pobliskiego Muzeum Współczesnego Wrocław. Mam nadzieję, że dzięki temu fragmentowi programu sztuk wizualnych Europejskiej Stolicy Kultury Wrocław 2016 „Stanisław Dróżdż. Ścieżki tekstu” Muzeum odwiedzi więcej osób ciekawych, co kryje się za tak ozdobioną fasadą – to wystawa stała prac artysty.
Po co człowiekowi poezja konkretna?
Stanisław Dróżdż tworzył swoje oryginalne dzieła na pograniczu sztuk wizualnych i poezji, animując poezję konkretną. Nawet, jeśli ktoś nie interesuje się żadną odmianą poezji, powinien koniecznie zobaczyć jego prace. Uważam, że w świecie bałaganiarskim językowo, pomogą się zorientować choćby w zasadach interpunkcji. Niewiarygodne, a jednak… Proszę spojrzeć na układ graficzny wierszy. Usytuowanie każdego słowa ma znaczenie, a przeniesienie choćby jednego słowa lub myślnika do innej linijki tekstu, całkowicie zmienia jego sens. To pole do popisu w planowanej w szkołach edukacyjnej części projektu.
Mural – prosta ścieżka do tomu wierszy
Pomyśleć, że „optimum” Stanisława Dróżdża ma już prawie pół wieku! Zdobi mur przy ul. Hubskiej 35 szlachetną prostotą słów „maximum” i „minimum”, zrozumiałych w wielu językach i kulturach, interpretowanych na wiele najróżniejszych sposobów. Podobnie jest z „Zapominaniem” i „Czasoprzestrzennie” przy ul. Legnickiej 60-78. Prosty układ graficzny przyciąga wzrok i skłania do refleksji.
Dobrze sprawdziło się umieszczenie stron z poezją Dróżdża na citylightach na przystankach tramwajowych i autobusowych. To tu, nudząc się w oczekiwaniu na podróż, możemy skupić się na dostrzeżonym tekście. Nie jest długi, więc przeczytanie nie zajmie wiele czasu, a korzyść z lektury jest ogromna. Miasto chętnie wchłania podobne projekty, wpisujące się w jego tkankę, wypełniające puste miejsca. A ja lubię czytać nieoczywiste teksty, podane w oryginalnych formach. Przyznam, że jednak o wiele łatwiej czytało się teksty pokazane w ulicznej galerii Szewska Pasja, bo tu nikt nie przeszkadzał, a na przystanku przeszkodą może być choćby dym z papierosa współpasażera. Od „ścieżek tekstu” do samego tekstu już niedaleko, więc być może czytający sięgną po wydany po raxz pierwszy debiutancki tom poetycki Stanisława Dróżdża pt. POZASŁOWNE ŚRÓDSŁÓW MIĘDZYSŁOWIA. Cieszę się, że został porządnie opracowany przez Małgorzatę Dawidek, dzięki czemu nie jest hermetyczny. I dostępny dla czytelnika anglojęzycznego, dzięki tłumaczeniu Krzysztofa Bartnickiego.
Nie od dziś wiadomo, że świetnie sprawdzają się prawie wszystkie działania „wyprowadzające” literaturę w księgarń i bibliotek w przestrzeń publiczną. Im prostszymi ścieżkami literatura dociera do czytelnika, tym lepiej. Na szczęście realizatorom tego projektu udało się uniknąć zasadzki sprowadzania ambitnych wierszy do poziomu, w którym słowo przestaje być ważne, bo zastępuje je opakowanie. Tu zostały zachowane szlachetne, wyważone proporcje.