Miasto: stan zapalny to myśl przewodnia tegorocznego Przeglądu Sztuki Survival. Przegląd odbywał się w niedawno opuszczonym budynku Wydziału Farmacji – fascynującym labiryncie pełnym nieużywanych już sprzętów chemicznych, trudnych do nazwania zapachów i tajemniczych przyrządów. Prezentowanie sztuki współczesnej w przestrzeniach, których nie sposób potraktować jako neutralnego tła, od początku było podstawowym wyzwaniem dla kuratorów. Mająca niewiele wspólnego z eleganckim minimalizmem przykurzona plątanina korytarzy staje się graczem i polem gry, na którym ścierają się strategia kuratorska oraz artystyczna taktyka.
Kamil Moskowczenko w Instrukcji – napisanym na maszynie, oprawionym w drewnianą ramkę tekście przypominającym inne nakazy i ostrzeżenia dotyczące BHP – stwierdza: Opuszczony budynek farmacji jest zjawiskiem rzadkim i pięknym, podczas gdy adaptacje artystyczne w postprzestrzeniach są zjawiskiem częstym i nie zawsze tak pięknym jak same przestrzenie. Należy więc postępować ostrożnie!. Jednak nie pierwszy raz kuratorzy Survivalu, Anna Kołodziejczyk i Michał Bieniek, z – jak sądzę – szacunkiem i powodzeniem konfrontują intrygujące przestrzenie z głosami zaproszonych artystów. Konsekwentne budowanie przez kuratorów narracji wystaw w odniesieniu do problematyki wyznaczanej przez przejmowane budynki pozwala śledzić przemiany zarówno w żywej tkance miejskiej, jak i w dziejącej się w niej sztuce. Warto wspomnieć, że każdy z obiektów, który gościł Survival, prędzej czy później podlegał rewitalizacji. Podobnie w tegorocznej edycji, były uniwersytecki budynek zostanie przekształcony przez nowego właściciela w biurowiec.
Tuż przy wejściu schowano kamienną płytę z wyrytym napisem A LUMEN ESTREI, czyli pracę Miry Boczniowicz Próg to rzeczywistość. Być może to właśnie świadomość nieuniknionej zmiany stanowi kanwę, na której artyści i kuratorzy snują rozważania o stanie zapalnym. Jest on wszak momentem przejścia prowadzącym tak do zdrowienia, jak zniszczenia. Kuratorzy mówią o ‘wątkach dotyczących czynności i stanów życiowych (infekcja, wirus, medycyna, anatomia, rekonwalescencja, ciało i etyka, choroba, śmierć), jak i architektury i urbanistyki (entropia, ruina, rewitalizacja, konserwacja)’.[1] Budynek Wydziału Farmacji, jawi się tu jako swoista rama i jednocześnie niemal tautologiczna przestrzeń odniesień. Będąc znakiem wyznaczającym kierunek poszukiwań, jest także terenem, który artyści muszą przemierzyć. Biorąc pod uwagę pociągające piękno i osobliwość samej budowli nie dziwi zatem fakt, że Instytut odgrywał istotną, jeśli nie pierwszoplanową, rolę w wielu pracach.
W istocie, budynek farmacji stał się integralną częścią najlepszych instalacji. Praca Karoliny Szymanowskiej i Damiana Maciejewskiego Woda, swoiste gesamtkunstwerk stworzone w sali ćwiczeniowej chemii organicznej, przy wykorzystaniu subtelnych interwencji tworzyło postapokaliptyczną wizję świata pozbawionego czystej wody. Złowrogie, powolne skapywanie z rzędów uczelnianych kranów czarnej substancji zostało wzmocnione przez nagłośnione dźwięki spadających kropli. W tak nakreślonym obrazie przegranej cywilizacji teraźniejszość zdaje się zanikać pozwalając przeszłości niszczyć przyszłość. Archaiczne, chemiczne laboratorium jawi się jednocześnie jako przyczyna i efekt zatrucia, początek i koniec zniszczenia.
Instalacją, która wybrzmienie budynku bada najgłębiej jest kuratorowana przez Daniela Brożka Aseptic Sinus Infection Gerarda Lebika i Miguela Garcíi. Oddziałując niemal niesłyszalnymi dla człowieka infradźwiękami artyści wprowadzili w wibracje szklane i stalowe ścianki gabinetu aseptyki. Efekt budzi zarówno niepokój jak i zachwyt, dodatkowo obnażając nieświadomość sił codziennie wpływających na otoczonych technologią mieszkańców miast. Przeinaczenie pola definicji budynku – z funkcjonalnego i strukturalnego w muzyczne – odbywa się tu poprzez infekowanie konstrukcji falami o niskiej częstotliwości. Niegdyś sterylne laboratorium zostało przemienione w olbrzymi instrument, w którym rozwibrowane szyby i rezonujące blachy wygrywały poprzedzające katastrofę dźwięki, przywodząc na myśl krytyczny stan zapalny przed wybuchem.
Organizatorzy Przeglądu zaprosili do współpracy kilkoro kuratorów, którzy w ramach wystawy tworzyli osobne realizacje. Kuratorskie oddanie pola i zaproszenie nowych wypowiedzi do już wielogłosowego spektaklu koresponduje z ich strategią ustawicznego nadbudowywania znaczeń zgłębianego obszaru. Znakomity Przedświt Szymona
Kobylarza można postrzegać jako scenograficzną instalację psychodelicznego filmu grozy. Oglądając przez niewielki otwór prowizoryczny gabinet amatorskich eksperymentów medycznych powoli dostrzegamy elementy, które być może, pokazane w innym kontekście, bez trudu rozpoznalibyśmy jako autonomiczne dzieła sztuki. Wiszący na ścianie obraz nie budzi większych wątpliwości, ale nietypowo skonstruowane szklane obiekty już tak. Kobylarz i współpracujący z nim artyści zmuszają do przewrotnej zgadywanki „sztuka? nie sztuka?”, która na Survivalu staje się przyjemnością o wiele bardziej perwersyjną niż oglądanie niskobudżetowych, krwawych horrorów.
Pomimo tegorocznego hasła przeglądu na Survivalu wyraźnie widać, że zakończyła się artystyczna narracja postrzegająca przestrzeń miejską jako agorę, miejsce debat lub właśnie zapalnik rewolucji. Sztuka nie jest tu narzędziem, banerem, mieczem czy megafonem, zdaje się, że nikt nie chce jej zaprzęgać do wspólnej bitwy o demokrację. Przynajmniej nie w dotychczas proponowany sposób. Wszak place będące siedzibą ruchów społecznych pomimo marzeń nie wypracowały nowych, funkcjonujących metod demokracji, a nieustające doniesienia o krwawych walkach z miejsc, na które patrzyliśmy z podziwem i nadzieją rozczarowują. O bliskości marzeń i rozczarowań symbolicznie opowiada praca Polonia Dominiki Łabądź. Neon z nieistniejącego już kina Polonia został przeformułowany w napis OPIA, niejednoznacznie balansujący pomiędzy utopią, entropią a dystopią.
Niepewność i marazm dotyczące społecznej mobilizacji dobrze opisuje film Z setki Kaliny Iwaszko. Zaczerpnięte z Internetu urywki filmów przedstawiających różne wspólne działania – od ludycznych rozrywek po wielotysięczne zrywy i krwawe represje – zmontowane zostały w niespójną, pozbawioną narracji, a zatem i chronologicznej celowości, plątaninę. Całość epatująca emocjonalnymi, a jednak pozbawionymi sensu i znaczenia obrazami wywołuje poczucie zagubienia, niezrozumienia aż wreszcie niechęci.
Wizja miasta na Survivalu jest konstruowana z jednostkowych doznań, bardzo prywatnych przeżyć i indywidualnych narracji raczej niż z uwspólnionych uniesień. Zamiast ‘forget fear!’ słyszę ‘drżyjcie!’. Szkicowana w budynku Farmacji teraźniejszość i przyszłość jest daleka od świetlanej i pełna zagrożeń. Miasto jawi się jako obszar zatrucia, walki o przetrwanie i konfliktów. Kamila Szejnoch zaprosiła profesjonalnych instruktorów surwiwalu z Universal Survival do przetrwania nocy w budynku farmacji i przeprowadzenia szkoleń. Podczas wernisażu grupa pokazywała różne techniki przetrwania, na przykład destylując wodę z chemicznych odczynników. Absurdalne w istocie czynności – czysta woda leciała z pobliskich kranów – mimo wszystko wskazują na lęk, każący przygotowywać się na wszelką ewentualność nawet za cenę działania wbrew logice.
Artystka wraz z instruktorami miała spędzić jedną noc w opuszczonym budynku, następnego dnia przeprowadzono warsztaty, na których surwiwalowcy opowiadali jak zrobili sobie śpiwory czy wykorzystali znalezione przedmioty. Ta jednodniowa, artystyczna akcja staje się niemal śmieszna, a jednocześnie przygnębiająca gdy dostrzeżemy pracę Karoliny Brzuzan (kuratorowaną przez Antka Burzyńskiego). Zatytułowana Pondus, była docelowo przeznaczona dla jednego, konkretnego odbiorcy.
Zaproszona do zapoznania się z przestrzenią Brzuzan odkryła, że budynek zamieszkiwany jest przez bezdomnego. Jej obiekt składający się z prętów metali odsprzedawanych w skupie złomu na prośbę artystki miał po zamknięciu surwiwalu pozostać w instytucie, tak, by jego lokator mógł rzeźbę spieniężyć. Bezdomny podobno na chwilę zniknął gdy zaczął się ruch związany z przygotowywaniem wystawy, jednak pojawiające się z czasem różne przedmioty świadczyły, że stały mieszkaniec Istytutu odważył się wrócić do swojego miejsca. Ze świadomością, że budynek na co dzień daje schronienie osobie nieposiadającej domu, akcja Szejnoch jest najbardziej wymowna w kwestii hermetyczności i izolacji części (jeśli nie całości) świata sztuki wobec cudzych problemów, o których stara się mówić jako ‘naszych’, i ludzi, za których stara się wypowiedzieć, jednocześnie ich pomijając.
Kryzys miasta, szerzej rozumiany jako kryzys cywilizaycjny, diagnozowany jest w licznych pracach, które operując na dychotomii urbanizacji i natury odnoszą się do roślin. Interdyscyplinarny projekt grupy twórców z Polski i Turcji zatytułowany Afiyet Olsun tworzył katalog jadalnych miejskich roślin. W czasie trwania przeglądu twórcy przemierzali Wrocław w poszukiwaniu dziko rosnących, jadalnych roślin, z których później razem z widzami Survivalu ugotowali wspólny posiłek. Podobnie temat głodu i walki o przetrwanie pojawił się w pracy Karoliny Brzuzan z cyklu Głodowa Książka Kucharska. Artystka w formie zielnika prezentowała rośliny nie traktowane na co dzień jako jadalne, które spożywano w różnych częściach świata, by uchronić się przed śmiercią głodową.
Piotr Kmita w pracy Co tam słychać? zmusza natomiast do podsłuchiwania przez zamknięte drzwi kłótni dwojga ludzi. Skłonieni przez artystyczne okoliczności do przysłuchiwania się dyskusji mamy dostrzec jak niewiele sami wiemy o ludziach mieszkających wkoło, zmartwieniach sąsiada czy potrzebującej pomocy dziewczynie z piętra wyżej. Artysta przyznał później, że wykorzystane dialogi zaczerpnięte są z popularnych programów jak ‘Dlaczego Ja?’ i ‘Trudne Spawy’. To, co zdaje się być prywatną sprzeczką okazuje się być elementem medialnego spektaklu, w którym ludzkie problemy są drugorzędne wobec generowanego przychodu, a zaangażowanie czy nawet zainteresowanie jest mierzalne i służy kalkulowanym zyskom.
W podobny sposób można odczytywać prace związane z przemysłem farmaceutycznym, takie jak niedbale porzucona na umywalce elegancka torebka, z której obok szminki czy kluczyka wysypują się przeróżne tabletki i leki na uspokojenie. W pracy Dominiki Uczkiewicz Pośpiech wizerunek wypielęgnowanej kobiety sukcesu podtrzymywany jest przez szereg wyniszczających farmaceutyków, o których tak naprawdę niewiele wiemy. Niepewność i nieznajomość tego, co nas otacza, i co przyjmujemy ufając, że pomoże, eksploruje Tomasz Bajer w instalacji Toxicity. Przy laboratoryjnych blatach i zlewach umieścił napisane białą, prostą czcionką złowrogo brzmiące chemiczne nazwy konserwantów obecnych w jedzeniu i kosmetykach. Kolejna, formalnie piękna instalacja dotycząca niewiedzy i zagubienia to Suche Liście Agi Piotrowskiej, składająca się ze stosiku rozsypanych blistrów błyszczących w świetle neonowego napisu I DON’T KNOW. Sam tytuł prowadzi też dalej, do botanicznych korzeni farmakologii, do czasu, w którym proces leczenia oparty był o naturę.
Szereg realizacji bezpośrednio odwołujących się do roślin stanowi kolejny znaczący trop w Stanie zapalnym. W instalacji Dagmary Ankier-Sroki Zażyj na przypominającym szklarnię poddaszu umieszczono dziesiątki donic z tymiankiem. Kusząca zapachem i delikatnością praca odwoływała się do pradawnych, dziś już zapomnianych, terapeutycznych funkcji tej rośliny. Podobnie, do starych, szamańskich obrzędów odnosi się projekt kuratorski Widzę wszystko Magdaleny Popławskiej, która zaproponowała osobliwy terapeutyczny gabinet. Zaprojektowane przez Agnieszkę Bar podwieszane u sufitu szklane klosze wykonane jakby z laboratoryjnych rurek i fiolek pełniące jednocześnie rolę osobliwego kwietnika miały tworzyć dla stojących pod nimi sferę wyciszenia i interakcji z przyrodą. Z kolei Kosmos Project odtworzyły instrumentarium szeptuchy, zaznaczając, że w ludowych wierzeniach to przedmioty były pośrednikami leczniczych mocy znachorek. W kontekście tegorocznego przeglądu, samo nasuwa się pytanie o moce przenoszone przez współczesne przedmioty, zarówno sztuki jak i medycyny.
Terapeutyczny potencjał sztuki to jedna z niewielu perspektyw Stanu Zapalnego oferująca nadzieję i ukojenie. Możliwa terapia jest tu jednak indywidualna i intymna, dotyczy jednostki a nie społeczności. Wideo Basia Joanny Rajkowskiej to zainscenizowana ucieczka mamy artystki, o której marzyła przebywając w zamkniętym ośrodku. Choć bohaterce nigdy nie udało się wydostać, to odegrany spacer Rajkowskiej miał pomóc przezwyciężyć traumę związaną z chorobą matki.
Dokumentacja video-instalacji Dominika Lejmana Krajobraz Małych Spektakli umieszczonej na stałe w szpitalu pediatrycznym pozwala obserwować spontaniczne i pełne szczerego zainteresowania reakcje dzieci na wyświetlane projekcje. Puszczane na korytarze czy szpitalne łóżka obrazy dzikich zwierząt przemieniają przestrzeń oddziału w fascynujący tropikalny krajobraz, pomagając choć na chwilę zapomnieć o bólu i chorobie. Wystawa cyklu prac podopiecznych galerii ArtBrut zatytułowana Antidotum to z kolei istotne przypomnienie, że tworzenie powinno być udziałem nie tylko profesjonalnych, celebrowanych artystów. Twórczość dzieci z upośledzeniami jest nie tylko śladem pewnego rodzaju terapii i ćwiczenia w wyrażaniu siebie, ale przede wszystkim świadectwem wrażliwości i równoprawnego – wbrew marginalizacji i wykluczeniu – sposobu postrzegania świata.
Próbując podsumować przeplatające się na Survivalu wątki, można odnieść wrażenie, że temat miasta jako stanu zapalnego ma więcej wspólnego z przeciągającą się chorobą niż z czasowym zaognieniem. Z refleksji dotyczących miejskiej tkanki na pierwszy plan wychodzi jego mieszkaniec: zagubiony, pełen lęków i świadomości, że otaczają go różnorakie, często trudne do rozpoznania zagrożenia. Niepokój związany z dominacją bezkarnych korporacji miesza się tu ze strachem przed nieznanymi efektami ubocznymi i nieweryfikowalnym wpływem technologii, wszystko to w świetle stale towarzyszącego widma wojny i zagłady środowiska. W tak zarysowanym świecie rzeczywistość tylko w minimalnym stopniu podlega kreacji zlęknionej jednostki. Musi się ona zadowolić działaniem na mikroskalę, próbując po swojemu przekształtować drobny fragment otaczającego świata. Rozumiejąc w ten sposób działania artystów splatające sztukę z dostępnymi elementami przestrzeni można zaryzykować tezę o potrzebie renegocjacji znaczeń i ich źródła. Konieczność zmiany perspektywy i sposobu działania zdaje się wynikać z przedłużającego się kryzysu oraz świadomości porażki dotychczasowych strategii. Najważniejszym punktem odniesienia na Survivalu staje się człowiek – cielesny, wrażliwy, o przeczulonych zmysłach. Jednostka potrzebująca ochrony, troski i czułości w świecie, w którym trudno wierzyć tak w nadczłowieka, jak we wspólnotę. Lękowi towarzyszy potrzeba odnalezienia wytchnienia i lekarstwa, zdaje się jednak, że nikt nie wierzy w istnienie uniwersalnego panaceum. Ale może to właśnie sztuka pomaga załagodzić symptomy.
Tekst ukazał się również w katalogu 12. edycji Przeglądu Sztuki Survival.