Pokaż menuZamknij menumenu

Alicja Klimczak-Dobrzaniecka, Mistrzynie, co możemy dla was zrobić? Na tropie artystek z Grupy Wrocławskiej

W ramach forum popularnonaukowego „Białe plamy są, póki ich nie zauważamy” z cyklu „15% abstrakcji” powstały cztery artykuły dotyczące Grupy Wrocławskiej oraz wrocławskiej szkoły ceramiki.

Ślady działalności artystek z Grupy Wrocławskiej są wszędzie. To prace znajdujące się w instytucjach (niestety częściej w magazynach niż na wystawach), w prywatnych kolekcjach oraz te, które od czasu do czasu widać w domach aukcyjnych; to wzmianki w książkach o sztuce, choć raczej w opracowaniach zbiorowych niż klasyczne monografie (aczkolwiek takie też się zdarzają); to sporo fotografii archiwalnych rozsianych po instytucjach i zbiorach prywatnych… Do tego dochodzi wiele fragmentarycznych opowieści, a niewiele spójnych i wyczerpujących narracji. Dużo białych plam, które często uniemożliwiają linearne i rzetelne prześledzenie dziejów życia artystycznego wrocławskich twórczyń.

Ideą spotkania, które prowadziłam w fundacji Art Transparent przy okazji przedsięwzięcia „Białe plamy są, dopóki ich nie zauważymy”, był namysł nad tym, co my – odbiorcy, widzowie, miłośnicy sztuki czy osoby zajmujące się nią zawodowo – możemy uczynić dla artystek, wielkich nieobecnych sztuki wrocławskiej*. I mimo że rozmowa została poświęcona przede wszystkim twórczyniom związanym z Grupą Wrocławską – mowa była m.in. o Janinie Żemojtel (1931–2004), Krzesławie Maliszewskiej (1927–2018), Annie Szpakowskiej-Kujawskiej (ur. 1931) czy Wandzie Gołkowskiej (1925–2013) – to reprezentują one także inne artystki, często mało znane lub zupełnie zapomniane.

Moimi rozmówczyniami były Ewa Pluta, Ewa Folta oraz Alina Drapella-Hermansdorfer, z których każda reprezentuje inny obszar zawodowy. Ewa Pluta pracuje w Muzeum Miejskim Wrocławia i specjalizuje się w życiorysach wrocławskich artystek powojennych, jej perspektywa jest więc przede wszystkim instytucjonalna. Ewa Folta jest pasjonatką sztuki, założycielką kolekcji i znawczynią rynku aukcyjnego. Alina Drapella-Hermansdorfer zajmuje się natomiast projektowaniem krajobrazu oraz kształtowaniem przestrzeni publicznej, jest też współwłaścicielką ważnej kolekcji sztuki, w której znajdują się prace sygnowane znaczącymi wrocławskimi nazwiskami. Istotnym elementem jej działalności zawodowej jest włączanie sztuki współczesnej w ogólnodostępną przestrzeń.

Taki dobór rozmówczyń pozwolił mi na prowadzenie rozmowy trójtorowo. Wspólnie ze słuchaczami i słuchaczkami mogliśmy poruszać się jednocześnie po obszarach instytucji kultury, rynku aukcyjnego i kolekcjonerskiego oraz przestrzeni publicznej, co pomogło nam lepiej zrozumieć skalę problemu niepełnej obecności artystek wrocławskich w ogólnej świadomości odbiorców. Moim założeniem było opuszczenie (podstawowego, ale zarazem mocno niszowego) obszaru instytucjonalnego, poza obręb którego badania nad poszczególnymi zagadnieniami sztuki często w ogóle nie wychodzą. I chociaż w instytucjach badawczych, muzeach czy uczelniach wszystko ma swój początek, to nie można się na tym etapie zatrzymać.

Reprezentacją komercyjną, dającą wymierny obraz zainteresowania konkretnym nurtem artystycznym czy nazwiskiem, jest rynek sztuki. Jednak z punktu widzenia osób orbitujących bliżej instytucji jest to często terra incognita, funkcjonująca w zupełnie innym wymiarze, opierająca się na nie do końca zdefiniowanych zasadach, niekiedy wręcz tajemnicza. W Polsce mamy bardzo ograniczoną wiedzę o zawartościach kolekcji, co nierzadko utrudnia zbieranie informacji o stanie dzieł artystek i artystów.
Wreszcie w kraju, w którym szaleje pomnikoza, objawiająca się chorobliwą nadprodukcją monumentów wszelkiej maści, powstałych przy różnych okazjach, reprezentacja w przestrzeni publicznej polskich twórczyń (czy Polek w ogóle) jest znikoma. Gdyby ktoś chciał badać przeszłość Polski wyłącznie na podstawie tego, co zostało upamiętnione pomnikami i tablicami, niewiele herstorii miałoby szansę wybrzmieć. W obszarze sztuki tak się, niestety, dzieje.

Dostępność do wiedzy i spuścizny artystycznej wrocławskich twórczyń jest kwestią nieoczywistą i nieco zagadkową. Zdecydowanie najlepiej „opracowaną” artystką z omawianej grupy jest Wanda Gołkowska. Jej twórczość była i nadal jest przedmiotem zainteresowania badaczy, instytucji, kolekcjonerów oraz innych artystek i artystów, a pomiędzy tymi grupami widoczna jest współpraca merytoryczna, płynna wymiana informacji, udostępnianie dokumentacji czy nawet dzieł. Warto zaznaczyć, że jeśli znana jest kolekcja prywatna, w której znajdują się dzieła artystki/artysty, często łatwiejsze jest ich pozyskanie na wystawę z tego źródła niż z instytucji publicznych, które zwykle mają długie terminy realizowania wypożyczeń, a także mocno wyśrubowane warunki współpracy, nierzadko niemożliwe do spełnienia.

W przypadku Wandy Gołkowskiej – i chyba jest to jedyna tego typu okoliczność – bardzo ważnym czynnikiem, który przyczynił się do popularyzacji jej sztuki, jest fakt, iż osobą dokumentującą działania artystki oraz prowadzącą poświęcone jej archiwum po jej śmierci był jej mąż Jan Chwałczyk. Zwykle to żony, często również artystki, pełniły funkcję archiwistek dorobku mężów (i m.in. właśnie dlatego mamy lepsze zasoby źródłowe w wypadku twórców). Dodatkowo Wanda Gołkowska pracowała w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych we Wrocławiu, gdzie pięła się po szczeblach kariery akademickiej. Długotrwała praca osoby tworzącej na uczelni jest zaś niejako systemowym gwarantem, że jej dorobek, przynajmniej w pewnym stopniu, zostanie otoczony należytą troską – częściowo zarchiwizowany, opisany i udokumentowany.

Drugą artystką, o której mamy sporą wiedzę, jest Anna Szpakowska-Kujawska. Intensywne zainteresowanie jej twórczością ze strony instytucji czy kolekcjonerów, które zaowocowało wystawą indywidualną, zaproszeniami do wystaw zbiorowych, publikacjami oraz filmem, objęło ostatnie kilkanaście lat. Twórczyni sama bardzo się do tego przyczyniła poprzez czynne archiwizowanie i udostępnianie wiedzy na temat swojej twórczości, przede wszystkim za pomocą Internetu (co jest zupełnie nieoczywiste w przypadku artystek z jej pokolenia).
Wskazane przykłady to niestety nieliczne zapisane karty wrocławskiej herstorii sztuki. Więcej jest białych plam. Jedną z nich jest twórczość Janiny Żemojtel, w zasadzie zapomniana w środowisku po śmierci malarki (w trakcie spotkań w fundacji Art Transparent odbyła się pierwsza od wielu lat wystawa artystki – wspólna z przedstawieniem prac Karoliny Freino). Szczątkowe opracowania, wręcz incydentalne ślady w bibliotekach oraz sieci sprawiają, że dotarcie do świadectw twórczości Żemojtel wymaga najpierw wykonania tytanicznej pracy badawczej. Dotarcie do niej „zwykłego” miłośnika sztuki jest wyjątkowo utrudnione. Takich artystek jest więcej…

Niejako zupełnie obok dzieją się osobne poszukiwania kolekcjonerów, którzy mają bardzo rozbudzone apetyty na sztukę wrocławską. Śledzą oni przede wszystkim działalność domów aukcyjnych, w których co jakiś czas pojawiają się dzieła wrocławskich malarek, oraz próbują docierać własnymi kanałami do osób będących w posiadaniu ich prac.

Z tego obrazu dwutorowych – instytucjonalnych i prywatnych – zupełnie od siebie niezależnych, szczątkowych działań na rzecz twórczyń wyłania się konkluzja mówiąca o tym, że powinna nastąpić symbiotyczna współpraca obszaru instytucjonalnego z rynkiem sztuki (zakładająca publikacje, wypożyczenia, zapraszanie do rozmów itp.).

Nieoczywistą grupą odbiorców sztuki, której w żadnej mierze nie należy pomijać, są tzw. odbiorcy mimowolni, a zatem ci, którzy niekoniecznie przychodzą do galerii czy muzeów, nie kupują dzieł sztuki współczesnej, nie czytają literatury przedmiotu. Są jednak uczestnikami tego, co dzieje się w przestrzeni publicznej, chłoną wszystko, co wydarza się w mieście, na ulicach – nawet bez intencji. Upamiętnianie twórczyń poprzez nadawanie nazw ulicom, odsłanianie tablic, pomników czy wreszcie – o czym w trakcie spotkania mówiła Alina Drapella-Hermansdorfer – realizowanie ich prac w dużej skali, czy to w postaci rzeźb, czy murali, jest bardzo ważnym gestem. Po pierwsze wiedza o artystkach opuszcza wówczas instytucjonalną niszę i staje się elementem tkanki miejskiej. Po drugie zaś jest to faktyczny sposób pisania herstorii w najbardziej dostępny dla szerszej publiczności sposób.

Efektem naszego spotkania była pierwsza diagnoza obszarów, które należy zagospodarowywać symultanicznie, by uzupełniać białe plamy we wrocławskiej herstorii i historii sztuki. Jest to i jeszcze przez jakiś czas będzie praca wymagająca olbrzymich nakładów energii i zaangażowania, a przede wszystkim (co chyba najtrudniejsze) interdyscyplinarnego współdziałania. Pierwszy krok został już jednak zrobiony!

//

* Fundacja kontynuuje swoje badania nad członkiniami Grupy Wrocławskiej, tym razem skupiając się na „drugim pokoleniu”. Reprezentantką pierwszej generacji oraz jedną z założycielek powojennego środowiska artystycznego we Wrocławiu była Hanna Krzetuska (1903–1999) i to jej zostały poświęcone wystawy, spotkania oraz publikacje na przestrzeni dwóch ostatnich lat. Teraz przyszedł czas na kolejne pokoleni!

Nasz serwis korzysta z cookies w celu analizy odwiedzin.
Zapoznaj się z naszą polityką prywatności