Jaki jest kontekst powstania pracy?
Ogłoszono zakaz swobodnego poruszania się po mieście. Pandemia wirusa. Byłam więc uwięziona w domu, bo pracownia bardzo daleko. Byłam wciąż w rozpędzie do pracy. Miałam w domu tylko trochę pasteli olejnych, resztkę kartek z bloku rysunkowego.
Było późne popołudnie w marcu, gdy spojrzałam przez okno. Byłam zaskoczona – na fioletowym niebie biały zygzak obłoku, przekreślany czarnym gałęziami. Płynął, zmieniał się. Gdy znalazłam kredki, papier, już go nie było. Ale – był w moich oczach… udało mi się go przychwycić, utrwalić tak jak go zobaczyłam.
Następnego dnia, przed jego końcem, znów spojrzałam – pomarańczowawe chmurki ze złotawymi brzegami na błękicie. Cudo, które podkreśliło czerń gałęzi, ale pod innym kątem. Na małych kartkach utrwalanie mogło być szybkie.
I znów nazajutrz o tej samej porze wróciłam do okna. Codziennie miałam inny spektakl. Kadrowałam coraz to inne fragmenty tych samych drzew. I codzienne nieba były inne.
Z czym się praca łączy, jakie są jej znaczenia?
To, co nazywa się w skrócie pracą dla mnie nią nie jest. To moje hobby, moje zamiłowanie. Łączy się ono z takim specjalnym światełkiem alarmowym w moim środku. Nagle zaczynam czuć w sobie impuls, by zobaczyć w materiale to, co odczuwam najpierw mgliście, potem coraz wyraźniej. I bardzo chcę To zobaczyć. Ciekawa jestem Tego.
W okresie „zamknięcia” być może wybór fragmentu przyrody był zależny od mojego nastroju? Być może. Ale nieba, choć tak zmienne i płynne, były od mego nastroju nie zależne. Wymagały tylko szybkiej reakcji, niczego więcej.
Jak istotne jest wybrane medium i jak łączy się z treścią pracy?
Różnice w mediach są darem z niebios. Inaczej myśli się olejnymi farbami, inaczej akrylami, jeszcze inaczej gliną, drewnem, kamieniem czy styropianem. Gdy myślę powierzchnią płaską, plamami kolorów, rysunkiem i wielkością sprawy, którą mam w głowie, jest inaczej, gdy coś odczuwam w bryle – wielowymiarowe z wyobrażeniem w przestrzeni takiej lub innej.
Rysunki z okresu pandemii o określonej porze dnia, gdy światło dzienne dawało szybko ulegające zmianie tło – wwymagały małego formatu i pasteli, które pozwalały na szybkie, intensywne nakładanie kolorowych plam, linii. Ta szybkość reakcji odgrywała decydującą rolę .
Jak postrzega Pani relację pomiędzy przyrodą a sztuką?
Przyroda jest dla mnie najlepszą nauczycielką sztuki. Uczy, gdy się z nią dłużej współżyje rozumienia kolorów, ich odcieni, zestawień, rytmów harmonii kolorów, kompozycji.
Sama tylko obserwacja fraktalności świata, bifurkacji drzew, gałęzi, liści płatków kwiatów, gałęzi, perspektywy powietrznej może być podstawa do rozwijania sztuki we wszystkich możliwych kierunkach, nawet tych najmniej oczekiwanych.
Jaki rodzaj czasu pojawia się w Pani pracy i jakie ma znaczenie?
Zżyłam się bardzo z tym, co widzę przez okno. To tak jak obserwacja dziecka, które zmienia się od dzieciństwa do starości. Od nie-istnienia, bo czarne gałęzie są jak martwe – po delikatność zielonkawej mgły, która z każdym dniem gęstnieje. Pojawiają pączki, drobne listki, liście i następuje wybuch witalności nawet tam, gdzie wszystko wyglądało jak martwe. Gdy z pokoju przeniosłam się ze stołeczkiem w jedno miejsce na trawie, w swoim działaniu mogłam rysować naokoło to, co widzę. I potem okres powolnej degradacji, znów do czarnych gałęzi, które zaczęłam rysować w marcu. Zatoczyłam koło w swojej obserwacji – pożegnałam to, co się narodziło przed moimi oczami. Rysowałam pastelami, dokładnie to, co widziałam – bez żadnych upiększeń – bo to, na co patrzyłam było sztuką samo w sobie. Efemeryczną.