Pokaż menuZamknij menumenu

Wywiad z Andrzejem Orłowskim

A: Skąd w ogóle pomysł na taki rodzaj aktywności? Dlaczego akurat Pan Guma, dlaczego rzeźba?

A: Więc pomysł w ogóle jest związany z działalnością stowarzyszenia, w którym pracuję. Jesteśmy pedagogami ulicy, od kilkunastu lat prowadzimy program dla „dzieciaków ulicy” – dla dzieci które spędzają dużo czasu na podwórkach i w związku z tym są trudne wychowawczo, są trudne w zachowaniu, są odrzucane przez większość społeczeństwa, bo sprawiają kłopoty. Jedną z metod naszej pracy jest realizacja projektów, w których dzieciaki, młodzież mogłyby się realizować. I czasami wykorzystujemy takie narzędzie jak sztuka i współpraca z artystami. I kiedyś przypadkowo przez aukcję dzieł sztuki, którą żeśmy zorganizowali aby pozyskać środki na działalność, Paweł Althamer przekazał nam dres. Jakoś wtedy dowiedział się o naszym stowarzyszeniu i chyba mu to zostało w głowie, bo potem, jak kręcił trailer do swojego nieistniejącego filmu, zwrócił się do nas z pytaniem, czy nie dałoby się współpracować z chłopakami, potrzebował naturszczyków do tej krótkiej, epizodycznej rólki. Wtedy jeszcze raz się z nim zetknęliśmy. Później pojawiła się inicjatywa realizacji projektu „Klasa Einsteina”, który był realizowany właśnie z naszymi chłopakami z Pragi. I od tego momentu wiedzieliśmy, że jest Paweł Althamer, który chętnie współpracuje z różnymi grupami, też takimi jak nasze dzieci. I po jakimś czasie kiedy była taka pustka w tej działalności projektowej, a była grupa chłopców która idealnie pasowała do tego, żeby przeprowadzić działanie bardziej skomplikowane, to zwróciliśmy się do Pawła. Zadzwoniłem do niego i spytałem się czy nie mógłby zrobić takiego projektu, a że jest rzeźbiarzem od razu dałem od siebie taki pomysł, że mogłaby to być rzeźba, która mogłaby zostać na Pradze. Od początku był pomysł, żebyśmy wypracowali coś wspólnie z chłopakami, coś co mogłoby zostać w ich środowisku, w otwartej, publicznej przestrzeni. No i tak to się zaczęło, stąd taki w ogóle pomysł, żeby zrobić rzeźbę. Chłopacy po spotkaniu z Pawłem ustalali, kto to mógłby być. Gdzieś pomiędzy żartami padło, że mógłby to być jeden z okolicznych żuli. Kandydatów było dwóch czy trzech. Padło na Gumę, ponieważ on był charakterystyczny, miał garb, był odznaczającym się menelem. Był bardzo przywiązany do sklepu Agma. I zaczęliśmy pracować, to trwało ileś razy. Raz na dwa tygodnie, raz na miesiąc, z różną częstotliwością, ileś miesięcy żeśmy się spotykali i pracowali nad tym pomysłem. W międzyczasie zdarzyło się, że ten Guma umarł.
Nie było wątpliwości, że można zrobić jego twarz. Kiedyś pytaliśmy go czy miałby coś przeciwko, żeby zrobić jego pomnik, był w szoku, nie wiedział skąd w ogóle taki pomysł, co to miałoby znaczyć, ale nie powiedział też nie. Więc jak on umarł, to ten Guma był też konstruowany właśnie jak on.

A: A uważasz że ta praca raczej podzieliła czy połączyła społeczność Pragi? Jak uważasz? Słyszałam, że były różne opinie.

A: Kontrowersje były. Miałem wtedy 40 stopni gorączki, ale chciałem i musiałem tam być. Chłopaki byli gdzieś rozproszeni, a Althamer niestety się solidnie spóźnił, przybył godzinę po odsłonięciu. To był pierwszy dzień kiedy do Warszawy zawitała prawdziwa zima, było zamieszanie. Był komitet, który zarzucał, że na pomnik poszły państwowe pieniądze, co nie było prawdą, bo miasto, dzielnica dofinansowała właściwie sam event czyli koncert jazzbandu, który się odbył po odsłonięciu pomnika i tak naprawdę w zasadzie nic więcej chyba nie dali, pieniądze nie pochodziły z publicznych źródeł. Słyszałem tam takie głosy, ale nie miałem siły się przebijać i ich przekrzykiwać. Jednak finałowo ten projekt skonsolidować gdzieś tam tę Pragę, ludzie sobie jakoś to chwalili. Przyzwyczaili się bardzo szybko po odsłonięciu, że ten pomnik tam stoi. Nikt go nie zniszczył, nikt mu nic nie zrobił, on jest zabrany aktualnie do renowacji. Nie wiem, czy wróci, natomiast była to kwestia techniczna, niezwiązana z tym, że ktoś mu dokuczał. Wręcz przeciwnie, Guma zimą był otoczony opieką, miał zawsze jakieś czapki, szaliki, ludzie o niego dbali. Większość ludzi z Pragi nie miała nic przeciwko, żeby pomnik jakiegoś ich znanego menela stał u nich w dzielnicy i żeby się trochę stał symbolem Pragi. W ogóle myślę, że to jest świetny punkt odniesienia do tego, żeby w ogóle rozmawiać o tym jaka to jest dzielnica, jakie ma problemy. Żeby się tego nie wstydzić, nie próbować ich ukrywać.

A: Uważasz, że miało to realny wpływ na społeczność?

A: Myślę, że tak. Każde takie działanie, które możemy nazwać sztuką ma odbicie w relacjach między ludźmi. Myślę, że pomnik Gumy jakoś tych ludzi z Pragi skonsolidował. Może nie nadał tożsamości, bo to nie jest tak, że wszyscy ludzie na Pradze piją, jednak jest to jakaś taka „tradycja praska”. Trudno ocenić na ile wpłynął na mieszkańców, trzeba by to sprawdzić w adekwatnym badaniu. Były głosy sprzeciwu, oczywiście zawsze znajdą się osoby, którzy chcą postawić kolejny pomnik papieża, a nie menela, ale myślę, że to zaczynać odgrywać znaczenie. Guma to była postać, którą każdy może się stać, bo historia tego człowieka była taka dosyć tragiczna. On był bardzo młody, umarł, jego śmierć była związana z nadużywaniem alkoholu. On się zaniedbał. Z tego co wiem, bo dowiadywałem się, rozmawiałem z jego kolegami z dzieciństwa, to nie było tak, że on się urodził z butelką. Miał rodzinę, miał miejsce, w którym mógł mieszkać, ale w pewnym momencie alkohol tak na niego wpłynął, że wybrał ulicę jako miejsce swojego życia i wszelkiej aktywności. Nocował w jakichś piwnicach, po kolegach, różnych melinach, pustostanach. Był osobą bezdomną, mimo że urodził się i wychował tam, na Pradze.

A: Jeżeli chodzi o chłopaków, twoich podopiecznych, którzy wykonywali rzeźbę, jak oni to odbierali? Podczas pracy, po jej zakończeniu?

A: Pomysł wyniknął w konsekwencji ich żartów. Ciężko im było wymyślić osobę, którą rzeczywiście chcieliby uwiecznić, a ponieważ żul w hierarchii ulicznej ma niską pozycję, w społeczności jest mało szanowany szczególnie przez dzieci. Żul jest osobą bezdomną i dzieciaki łatwo mogą na takich osobach odreagować swoje własne smutki. Więc oni są szturchani, opluwani, czasami są też bici. Oczywiście sami też nie są święci, bo zdarza się, że jakiś żul był pijany i ganiał z siekierą za chłopakami, więc ta agresja jest skierowana w różną stronę. Wybór chłopców nie był podważany, Paweł Althamer też w to wszedł, od początku było jasne, że to zostało zaakceptowane. Mógłby to być ktoś inny, to jest też efekt współpracy artysty z dzieciakami, bo przecież mógłby to być któryś z chłopaków. Też padały pytania – a może któryś z nas? Tych pomysłów było kilka i na początku, kiedy padł pomysł żula, było „Haha, zrobimy żula”, ale podczas tej pracy, być może znaczenie miało to, że Guma umarł… Uniemożliwiło nam to negocjację, jakąś rozmowę z nim – czy on by chciał, czy rzeczywiście można by zrobić go takim, jakim był, podobnego z twarzy… W momencie, kiedy on umarł, a było to na etapie konstruowania tej rzeźby, on był robiony z drutu, był owinięty taśmą, śmieciami w środku. Nie było jeszcze ubrań, byliśmy przed etapem robienia twarzy. I kiedy do tego doszło, Gumy już nie było, Guma się zapił i umarł. Myślę, że miało to znaczenie dla chłopców. Okazali mu szacunek, chcieli go dokończyć, zrobić rzeźbie twarz podobną do jego twarzy.

A: Ile trwał sam projekt, ile trwało konstruowanie tej rzeźby?

A: To było w sumie parę miesięcy pracy, to była nieregularna praca, bo Paweł był ograniczony swoimi działaniami, chłopacy też mieli różne ograniczenia. Ktoś tam był w ośrodku, ktoś musiał dojeżdżać albo wracać na konkretną godzinę, a zależało mi na tym, żeby przynajmniej dwóch, trzech chłopców było – z grupy liczącej czterech chłopców. Natomiast zdarzało się tak, że tylko dwóch pracowało na tych zajęciach, bo dwóch było niedostępnych, albo nie mogło przyjść, zapomniało, nie miało własnych telefonów, być może im się nie chciało. Ale generalnie wszyscy włożyli podobną ilość wysiłku w tę pracę.

A: Ile stał ten pomnik?

A: Pomnik stał chyba z półtora roku. Pamiętam, że był wkopany 6 grudnia. Miał być dużo wcześniej. Była bardzo duża przerwa od momentu w którym pomnik został odlany z gumy w Berlinie – byliśmy z dwójką chłopców go obejrzeć. Pojechałem tam na dwu-, trzydniową wizytę. Mieliśmy okazję wejść do studia, gdzie się pracuje z gumą i widzieliśmy jak nasz Pan Guma zostaje z tej gumy odlany. I od tego momentu, kiedy on już był gotowy, Paweł go sam pomalował i sprezentował muzeum, natomiast była bardzo długa przerwa zanim stanął na ulicy, ponieważ były tam różne niepokoje: czy on nie zostanie zniszczony, skradziony. Był własnością muzeum, muzeum się trochę bało, że dadzą pracę, która ma dla nich dużą wartość, a ona zostanie zniszczona. Było dużo negocjacji, gdzie ma stanąć. Mi bardzo zależało, żeby ten pomnik znalazł się pod Agmą, a nie na przykład na Dworcu Wschodnim, pod Carrefour’em, czy bezpośrednio pod jednostką policji, gdzie byłby może bardziej bezpieczny. Zależało nam, żeby dopełnić tej powinności, którą mieli w sobie. I ja też jako pedagog, czyli osoba, która była od takiej strony bardziej pedagogiczno-wychowawczej. Chodziło o pokazanie, że respektujemy wybór chłopców.

A: Wybór miejsca był ściśle związany z postacią.

A: Tak, on po prostu stał w tym miejscu. Co prawda opierał się o ścianę albo siedział dwa metry obok, ale został wkopany dokładnie przy Agmie, sklepie, przy którym przesiedział parę lat życia.

A: Masz kontakt z tymi chłopakami, którzy tworzyli?

A: Z niektórymi. Było ich czterech. Dwójka z nich jest, oni też mieli różne losy. Jeden z chłopców miał drastyczne, mocne doświadczenia narkotykowe, odwyki. Mieszkał poza granicami Polski. Od początku lata nie mam z nim kontaktu. Z dwójką mam kontakt sporadyczny – są w Warszawie. Jeden był w ośrodku wychowawczym, ale już wrócił. A z jednym chłopcem  nie mam kontaktu.

A: Czy po tym projekcie były realizowane jakieś podobne inicjatywy?

A: I przed i po. Tylko już nie z Pawłem a innymi artystami. Wcześniej robiliśmy ciekawy projekt związany z przestrzenią publiczną i sztuką. To był projekt mozaiki. Są one ułożone w różnych częściach Pragi. Dzieciaki z Jackiem Andrzejewskim układali swoje wzorki na chodniku na Brzeskiej. To cały czas tam jest, gdzieś na ścianie i też na jednym z podwórek, gdzie sąsiedzi zrobili sobie swoje miejsce do siedzenia. Chłopcy obkleili tą mozaiką piaskownicę, ławeczkę. I to był jeden z tych projektów, które można zobaczyć. Ostatnio mieliśmy projekt ze streetartowcami, była to współpraca nie tylko z artystami polskimi, ale i zagranicznymi. Byli artyści z Włoch, Hiszpanii, Francji i razem z naszymi grupami robili wielkoformatowe murale. One są chyba w czterech miejscach – na Brzeskiej, Stalowej, Inżynierskiej i na Małej. To jest właśnie przykład pracy w przestrzeni publicznej robionej z artystami.

A: W takim razie to chyba będzie na tyle. Dziękuję bardzo.

A: OK

Nasz serwis korzysta z cookies w celu analizy odwiedzin.
Zapoznaj się z naszą polityką prywatności